niedziela, lutego 24, 2013

3.

*Ivan*

Siedziałem osowiały w pokoju i obojętnie gapiłem się w telewizor. W dalszym ciągu dręczyły mnie wyrzuty sumienia z powodu mojego debilnego zachowania, chociaż w sumie to ona zaczęła. Trzeba by coś wymyślić, żeby ją przeprosić, może kwiaty i czekoladki. Nie, to zbyt pospolite, może jakiś wiersz? O tak, napiszę wiersz!”
Próba 1: Droga Edvige Niee, to zbyt oficjalnie.
Próba 2: Edvige „A to takie zbyt suche.
Próba 3: Kochana Edvige Nieee, to już jest zbyt duże spoufalanie się.
.
.
.
Próba 28: Piękna Edvige,
Przepraszam Cię za moją ordynarności i przejmującą wulgarność.
To, co mówiłem, prawdą nie było, głupiemu się coś powiedzieć zdarzyło.
To wszystko wina mojej fryzury, wyglądam jakby podrapały mnie kocury.
Bzdury plotłem o twojej tuszy, na jej widok wielu facetów język suszy.
Proszę Cię o obłaskawienie, o mych występków wybaczenie.
Sens stracę życia swego, jeśli zostawisz mnie samotnego.
Błagam Edvige nie złość już się, bo pójdę i w wannie potnę się.

Mam to, mam ten wiersz! Teraz skombinować tylko jakieś kwiatki  i czekoladki, a później lecieć do Edzi do pracy i błagać na kolanach o wybaczenie. Nie miałem bladego pojęcia jakie kwiaty można by wybrać dla Edvige, pani poleciła mi irysy oraz hiacynty, zakupiłem po 50 sztuk każdy, teraz, kiedy zmierzam w stronę banku z czekoladkami pod ramieniem oraz wierszem w głowie, bukiet zaczyna sprawiać mi trudności. Prawie wyślizgnął mi się, ale dzięki moim dzikim akrobacjom udało się go uratować. Delikatnie popycham drzwi i wchodzę do głównego hallu, w którym spotykam starszą panią:
 - Dzień dobry, czy wie pani może, gdzie jest gabinet pani Edvige Palizzollo?
 - Panienki Edvige, oczywiście, że wiem. Piąte piętro, drugie drzwi po lewej.
 - Dziękuję pani bardzo, ratuje mi pani życie.
 - Nie ma za co, nie kłóćcie się już więcej dzieci, miłość to jest piękna sprawa - uśmiechnęła się radośnie i odeszła. 
Jeszcze przez chwilę patrzyłem za nią zdezorientowany. Przecież, ale ja... To nie jest możliwe. Odgoniłem od siebie dziwne myśli i wszedłem do windy wciskając jednocześnie nosem piątkę. Na trzecim piętrze wsiadła jakaś wytapetowana lalunia z biustem, który praktycznie wypływał na wierzch:
 - Witam pana, do kogo pan jedzie - powiedziała piskliwym głosikiem i zatrzepotała rzęsami. To chyba miało słodko wyglądać. Mimowolnie się skrzywiłem.
 - Jadę do Edvige, a coś się stało. - Zrzedła jej mina, chyba się nie lubią z Edzią.
 - A nie, nic, nic. - Pośpiesznie wysiadła na czwartym piętrze, wzruszyłem tylko ramionami.
Lekko, no dobra, bardzo zdenerwowany podszedłem do drzwi  i delikatnie zapukałem:
 - Proszę - usłyszałem jej dźwięczny głos.
Wślizgnąłem się cicho do pomieszczenia i powiedziałem:
 - Edziu, ja chciałbym...
 - Co ty tu jeszcze robisz?!
 - Edziu, błagam, wysłuchaj mnie.
 - Z jakiej racji ja miałabym cię wysłuchać, oblać cię znów wodą? - W tym momencie padłem na kolana.
 - Piękna Edvige. Przepraszam Cię za moją ordynarności i przejmującą wulgarność. To, co mówiłem, prawdą nie było, głupiemu się coś powiedzieć zdarzyło. To wszystko wina mojej fryzury, wyglądam jakby podrapały mnie kocury. Bzdury plotłem o twojej tuszy, na jej widok wielu facetów język suszy. Proszę Cię o obłaskawienie, o mych występków wybaczenie. Sens stracę życia swego, jeśli zostawisz mnie samotnego. Błagam Edvige nie złość już się, bo pójdę i w wannie potnę się. - Spojrzała się na mnie dziwnie i wybuchnęła śmiechem.
 - No dobrze, wybaczam ci, ale żeby to mi był ostatni raz. - Uśmiechnęła się szeroko, odwzajemniłem go i wręczyłem jej kwiatki oraz czekoladki.
 - Śliczne kwiaty, postarałeś się, a te czekoladki po to, żebym przytyła?
 - Nie, Edziu, skądże, ja chciałem dobrze, nie...
 - Oj już spokojnie, nie denerwuj się, tylko żartowałam.
Kamień spadł mi z serca, już chciałem podnieść się z klęczek, gdy nagle wszedł szef Edvige i zdezorientowany stanął, jakby go coś wmurowało. W sumie Edzia stoi uśmiechnięta z kwiatami i czekoladkami, a ja klęczę przed nią, mogło to dwuznacznie wyglądać:
 - No, Edvige, nie wiedziałem, że kogoś masz. Moje gratulacje panie Zaytsev, ma pan piękną kobietę, życzę wam szczęścia w narzeczeństwie - podszedł do mnie i uścisnął mi dłoń - to ja już wam nie przeszkadzam - uśmiechnął się i wyszedł.
 - Co to był...
 - Nie wiem - weszła mi w zdanie Edvige, a następnie oboje wybuchnęliśmy śmiechem.
 - On myślał, że my, serio, że my??
 - Najwidoczniej, fajnego masz szefa, sympatyczny. Dobra, muszę się już zbierać, jeszcze kiedyś się spotykamy - podszedłem do niej i pocałowałem w policzek na pożegnanie - trzymaj się.
Jeszcze obróciłem się w drzwiach i pomachałem na "do widzenia", zaskoczona stała z otwartymi ustami i trzymała się za policzek.

*Edvige*

„Szczerze przyznam, że tego się nie spodziewałam, jakiś taki miły, szarmancki był, może jednak go mama wychowała. Niechętnie sama przed sobą musiałam przyznać, że Zaytsev jest nawet odważny, chociaż może to dlatego, że mnie nie zna. „Trzeba by było wytłumaczyć Szefowi, że zaszła pomyłka i tak już za wiele sobie pomyślał. Czym prędzej pobiegłam do gabinetu Władzy Najwyższej i zapukałam:
 - Proszę wejść - ostrożnie otworzyłam drzwi - Edvige, dobrze, że cię widzę, z racji tego, że masz taki dobry kontakt z panem Ivanem, ba, jesteś jego narzeczoną, to pójdziesz na mecz z Trentino za tydzień jako przedstawicielka naszej firmy.
 - Ale ja...
 - Żadne ale. Ktoś musi, a Lidii nie wyślę, nie nadaje się do tego, z resztą jesteś moim najbardziej zaufanym pracownikiem.
„To się wpakowałam.

____________________________________________________________
Talentu do pisania wierszy nie mam. Kocham ZAKSę 
, dobrze, wracając do tematu bloga to, Martitto, oficjalnie dziękuję Tobie za pomysł z straszeniem dzieci. Przydatny. Nie ponoszę konsekwencji za idiotyzmy, które wyczynia Ivan, to on, a nie ja. To widzimy się w niedzielę następną, poza tym, jak już tutaj skończę, to co wolelibyście, jeśli jeszcze byście coś chcieli, następnego:

  • o Ignaczaku (5 części, po jednej co 2 dni)
  • o nie powiem kim, pisane z perspektywy osoby lekko skrzywionej psychicznie (14 części, po jednej codziennie)

niedziela, lutego 17, 2013

2.

*Edvige* - Rosienne, 17:15
,,"Zaprosić" na kawę, a na dodatek się spóźnić, do tego już trzeba mieć tupet. Mruknęłam pod nosem zniechęcona czekaniem. Siedziałam przy stoliku w rogu sali i mieszałam moją, letnią już, kawę. Rosienne była małą, przytulną kawiarenką w centrum Maceraty, o beżowych ścianach i fioletowych firankach, na stolikach leżały czerwone obrusy, udekorowane limonkowymi serwetkami. O 17:20 zaczęłam się zbierać i już chciałam prosić o rachunek, gdy usłyszałam zdyszanego Zaytseva wpadającego do kawiarni, jakby go coś goniło. Dosiadł się do mnie i głęboko odetchnął:
 - Przepraszam Edvige, coś mnie zatrzymało. - Powiedział ze skruszoną miną, mój mózg musiał to przeanalizować, Zaystev i skrucha?
 
- A konkretnie co? - Z szyderczym uśmieszkiem zapytałam.
 - Nie powiem, bo będziesz się śmiać, zresztą nieważne. Chciałbym się czegoś więcej o tobie dowiedzieć, intrygujesz mnie.
 - Oj Zaytsev, wiesz tyle, ile jest ci do przeżycia potrzebne, więcej nie musisz. Może powiesz mi coś o sobie, wtedy się zastanowię.
 - No niech Ci będzie, to, że jestem siatkarzem i gram w tutejszym klubie, wiesz. Aż wstyd się przyznać, ale lubię komedie romantyczne, chociaż jeszcze wzruszyć mi się nie zdarzyło - zamarł oczekując na moją reakcję, kiwnęłam głową żeby kontynuował - horrorem lub komedią również nie pogardzę. Słucham Led Zeppelin, Queen, Ac/Dc, Depeche Mode i  tym podobnych. Czytam wszystkie gatunki książek. Gdy byłem mały uwielbiałem ściągać obrus ze stołu i tym sposobem zbijać wszystkie naczynia, babcia zawsze nazywała mnie "Belzebub", zbijanie mi talerzy oraz swoista niezdarność zostały mi do dzisiaj. Ale starczy o mnie, teraz twoja kolej.
 - To ja będę bardziej męska i powiem, że nie przepadam za romantycznymi filmami, ale horrory, dramaty, i komedie wprost uwielbiam. Muzyki słuchamy takiej samej. Książki czytam najczęściej historyczne. To by było na tyle.
 - A o rodzinie swojej nic nie powiesz, o dzieciństwie? - Spuściłam głowę, by nie widział wyrazu mojej twarzy. Z krępującej sytuacji wyratowała mnie kelnerka, która o mało co się nie obśliniając zapytała:
 - Podać coś panu? - Tsa, a mnie to już tu nie ma.
 - Edvige, coś dla ciebie? - Zdziwiona mina kelnerki wynagrodziła mi całe trudy siedzenia obok Zaytseva.
 - Tak, szklankę wody z lodem poproszę.
 - Dobrze, w takim razie jedną szklankę wody oraz sernik kawowy.
 - Będzie za chwileczkę - odwróciła się na pięcie i z kwaśną miną odeszła, z trudem powstrzymywałam się od parsknięcia śmiechem.
 - Dusisz się? - Zapytał kpiąco Zaytsev.
 -Tak, twoim zapachem, wylałeś na siebie całą butelkę? Poza tym, nie powinieneś być na diecie sportowca?
Już chciał coś odpowiedzieć, ale kelnerka przyniosła nasze zamówienie.
 - Mi dieta nie potrzebna, prędzej Tobie. Chociaż i tak jesteś niezwykle piękną kobietą.
Zrobiłam się czerwona, jak burak. W pewnym momencie straciłam kontrolę i chlusnęłam w niego lodowatą wodą ze szklanki.
 - Może troszkę ochłoniesz, a twoja fryzura przestanie straszyć dzieci, żegnam. - Wstałam i odeszłam, mam nadzieję, że prędko go nie zobaczę.

*Ivan* - Park, 16:57

,,Zabiję trenera, jak siatkówkę kocham, tak trenerowi coś zrobię, a właściwie nie zdążę, bo za prawdopodobne spóźnienie zabije mnie Edvige. Przytrzymał mnie 40 min i wypuścił dopiero. A co to za wrzask jest?Zaciekawiony obróciłem głowę i zamarłem. W moją stronę biegły jakieś dziewczyny, wyglądały na 16 lat:
 - Ivan! Ivanku! - Odwróciłem się i zacząłem odchodzić coraz szybszym krokiem - IVAAAAAAAAN!!!
,,Mamusiu, mamusiu, ja nie chcę, będę grzeczny, błagam, błagam. Puściłem się sprintem uciekałem przez około 10 min, ale udało im się mnie dopaść w pobliżu Rosienne, przy dużej fontannie.
 - Ivan, mogę zdjęcie? Oj, nie wyszło, mogę jeszcze jedno? Ivan podpiszesz mi się tu, tu i jeszcze tu.
 - Panie Zaytsev, a mógłby się pan podpisać dla Luizy? Mam dzisiaj urodziny.
 - Tak, tak, tak. - Bezradny zgadzałem się na większość rzeczy, które powiedziały, ale na pytanie o ślub odpowiedziałem stanowczym "Nie!" Spojrzałem na zegarek, była godzina 17:15. Kulturalnie przeprosiłem i poleciałem w stronę kawiarni. Wpadłem do niej po około 5 minutach, Edvige chyba zbierała się do wyjścia. Dosiadłem się do niej, przeprosiłem i zaczęliśmy rozmawiać jak ludzie, przerwała nam kelnerka, która świecąc biustem oraz śliniąc się na mój widok zapytała o zamówienie. Po jej odejściu coś się zepsuło, zaczęło znów zgrzytać. Momentem kulminacyjnym było, gdy Edzia wylała na mnie szklankę z lodowatą wodą i wyszła trzaskając drzwiami. ,,Chyba nie tak to miało wyglądać. Mogłem się zamknąć, po co ja to mówiłem, przecież wcale tak nie myślę.Zaczęły zżerać mnie wyrzuty sumienia. ,,Będę musiał ją przeprosić.
____________________________________________________________
Nie wiem co to jest. Nie mam pojęcia. Sukcesem jest to, że mam zarys fabuły rozpisany, będzie może lekko ponad 10 rozdziałów. Dziękuję wszystkim osobom, które napisały komentarz. Miło wiedzieć, że ktoś to czyta.
Stwierdzam zawał, bo ZAKSA gra tie-break.

środa, lutego 13, 2013

1.



*Edvige*

,, Uff, ledwo zdążyłam, jak ten buc chodzi, jakby ślepy był, siatkarzyna od siedmiu boleści, myśli, że jakiś lepszy jest.” Takie myśli kołatały się po mojej głowie, od chwili, gdy w ostatnim momencie wskoczyłam do autobusu i padłam na krzesełko. Po kilkunastu minutach jazdy przypomniałam sobie o dokumentach. ,,Mam nadzieję, że nic nie zgubiłam, bo inaczej Szef mnie zabije, zaraz wysiadam to już w domu sprawdzę.” Wybiegłam z autobusu najszybciej jak mogłam i popędziłam do mojego bloku, pospiesznie wciskałam, a właściwie uderzałam w guzik przywołujący windę. W tracie jazdy nogą wybijałam niecierpliwie rytm i odliczałam piętra. Do mieszkania wpadłam, jak tajfun nie patrząc pod nogi i od razu zabrałam się za przetrząsanie aktówki. Zamoczone dokumenty lepiły się do siebie, a tusz zaczynał rozpływać. ,,Ależ oczywiście, brakuje umowy potwierdzającej sponsorowanie tutejszej drużyny przez nas, Szef mnie obedrze ze skóry, zrobi sobie kubraczek, a głowę przybije do ściany jako trofeum z podpisem "najbardziej nieudolny pracownik", po prostu żyć nie umierać! Zabiję Zaytseva, że też musiał na mnie wpaść!” Krążyłam po salonie i byłam coraz bardziej zdenerwowana ,,W sumie dzisiaj i tak jest już za późno, nic nie zrobię, jutro coś wymyślę.” Z tą optymistyczną myślą udałam się pod prysznic. Wstałam o siódmej, a ściśnięty żołądek nie pozwolił mi na zjedzenie czegokolwiek, pełna obaw udałam się do pracy. Specjalnie poszłam pieszo, aby było wolniej, na dodatek szurałam nogami i robiłam jak najmniejsze kroki. Gdy doszłam pod siedzibę banku, starałam się cichaczem prześlizgnąć do windy, już myślałam, że mi się udało, gdy drzwi zaczęły się ponownie otwierać, zamknęłam oczy i modliłam się gorliwie:
 - Panienka się dobrze czuje? Bo panienka taka blada. - Powoli otworzyłam oczy, a w windzie stała Sylvia, nasza sprzątaczka, miła, starsza kobieta.
 - Jasne Sylvio, dziękuję za troskę - powiedziałam z ulgą i odetchnęłam.
 - Ależ nie ma za co, może zrobić panience herbatki?
 - Nie musisz się fatygować, później się napiję - posłałam jej mój uśmiech numer pięć i wysiadłam z windy.
Przemknęłam korytarzem, gdy dobiegł mnie piskliwy głosik naszej sekretarki, Lidii:
 - Panno Edvige, Szef pani szukał - powiedziała cienkim głosem i zatrzepotała rzęsami.
,,Mamusiu, jak ja jej nienawidzę, wskoczyła do łóżka Szefowi, a teraz się wszystkim podlizuje lafirynda jedna.
 - Oczywiście Liduniu, później pójdę do Szefa - chyba troszkę przesłodziłam, bo zmrużyła oczy i zaczęła się zastanawiać czy ja się z niej  nie naśmiewam.
Przy wejściu do biura usłyszałam głos, którego usłyszeć nie chciałam:
 - Edvige, nie zapomniałaś czasem o czymś?
,,Co zrobić, co zrobić, jak wybrnąć, obedrze mnie ze skóry, zginę, zniknę z powierzchni ziemi.” Ręce zaczęły mi się trząść, nie mogłam uspokoić myśli.
 - Wydaje mi się, że nie - unormowałam oddech.
 - A co z sponsoringiem?
 - Aaa, sponsoring! Oczywiście, że mam, tylko...
 - Tylko?
 - No, on jest ee... Mam go w...
 - Panie Malkovsky, mógłbym na chwilę z Edvige - dobiegł mnie zza pleców czyjś głos, odwróciłam się z uśmiechem, ale po ujrzeniu mojego wybawiciela zniknął, był to Ivan "niepatrzęjakchodzę" Zaytsev, lepiej być nie mogło.
 - Ależ oczywiście, Edvige, zaprowadź pana.
 - Jasne, zadzieram kiecę i lecę - mruknęłam pod nosem - tak jest Szefie.
Wprowadziłam Zaytseva do gabinetu i zatrzasnęłam za nami drzwi:
 - Co ty tu robisz?
 - Mam coś, chyba twojego - pomachał mi przed nosem kluczem do mojego wybawienia - chcesz?
 - Co za pytanie, oczywiście, że chcę, dawaj - sięgnęłam po dokument i chciałam mu go wyrwać.
 - Nie ta szybko, coś za coś. Pójdziesz ze mną na kawę jutro o 17, do Rosienne, może być?
 - A mam jakiś wybór?
 - Nie odpowiada się pytaniem na pytanie. Nie, nie masz wyboru, zawsze może mi się coś wymsknąć.
 - To jest najzwyklejszy w świecie szantaż, tak nie można, to się nie g...
 - Idziesz czy nie?
 - Idę... - Mruknęłam zniechęcona.
 - Więcej entuzjazmu, cieszę się niezmiernie, że doszliśmy do porozumienia, do zobaczenia. - Oddał mi kartkę i wyszedł, co za buc.


*Ivan*
,,Jeszcze, żadna kobieta mnie tak nie potraktowała, żadna. Tak być nie może, na mnie wrzeszczeć, na dodatek bez powodu, nie patrzy jak chodzi i jeszcze ma pretensje, ale przecież to rude jest, czego się dziwić. Moje rozmyślania przerwał kawałek papieru, który przeleciał mi przed oczami. Niewiele myśląc zarzuciłem torbę na plecy i pobiegłem za nim. Dopadłem go po dosyć wyczerpującym biegu, zdziwiony czytałem i chyba nie do końca wierzyłem:

Umowa o sponsorowanie drużyny Lube Banca Macerata przez Intestia Bank Central
Wykonawca główny: Alexander Malkovsky, wykonawca poboczny: Edvige Palizzollo

,,To to zgubiła nasza pani "gniewna". Ciekawe kto to jest ten cały Alexander i ta Edvige, trzeba to będzie sprawdzić.” Po powrocie do domu od razu usiadłem do komputera, najpierw wpisałem dane kobiety. Oczy praktycznie wyskoczyły mi z orbit. Pani gniewna i  Edvige to jedna, i ta sama osoba. ,,Trzeba będzie to jakoś wykorzystać.” Pomyślałem z chytrym uśmieszkiem i zatarłem ręce. Następnego dnia udałem się do siedziby Intesti, w której pracuje Edvige i szczerze powiem, że spodziewałem się większego entuzjazmu z jej strony, ale w sumie mam co chciałem.
____________________________________________________________
Blogspot nie współpracuje, rozdziały mi kasuje. Publikować będę co niedzielę, ten tutaj jest wyjątkiem. Życzę wszystkim czytającym miłej nocy, ew. dnia, zależy kto kiedy czyta :>


niedziela, lutego 10, 2013

Prolog


Wszystko zaczęło się pewnego późnego, jesiennego wieczora we włoskiej miejscowości Macerata. 21-letnia Edvige biegła do domu w strugach deszczu co i rusz potykając się na 10-centymetrowych obcasach, a w myślach wyklinała szefa, za pracę po godzinach. Śpiesząc się na ostatni autobus nie zauważyła wracającego spokojnym krokiem z treningu Ivana i wpadła na niego z pełnym impetem, a dookoła rozsypały się kartki z zapiskami statystykami oraz przelewami z pracy. Edvige, jak na kobietę dość impulsywną przystało, nie patrząc na to kto przed nią stoi, a może nie zwracając na to kompletnie uwagi, nawrzeszczała na Ivana, a następnie pozbierała szybko papiery i pobiegła w kierunku uciekającego jej autobusu. A siatkarz stał zaskoczony i patrzył w miejsce, w którym jeszcze przed chwilą stała przez dobre pięć minut.
____________________________________________________________
Zmuszę się do napisania czegoś dłuższego, nie wiem z jakim efektem.