*Ivan*
Siedziałem osowiały w pokoju i obojętnie gapiłem się w telewizor. W dalszym ciągu dręczyły mnie wyrzuty sumienia z powodu mojego debilnego zachowania, chociaż w sumie to ona zaczęła. „Trzeba by coś wymyślić, żeby ją przeprosić, może kwiaty i czekoladki. Nie, to zbyt pospolite, może jakiś wiersz? O tak, napiszę wiersz!”
Próba 1: Droga Edvige „Niee, to zbyt oficjalnie.”
Próba 2:Edvige „A to takie zbyt suche.”
Próba 2:
Próba 3: Kochana Edvige „Nieee, to już jest zbyt duże spoufalanie się.”
.
.
.
Próba 28: Piękna Edvige,
Przepraszam Cię za moją ordynarności i przejmującą
wulgarność.
To, co mówiłem, prawdą nie było, głupiemu się coś powiedzieć
zdarzyło.
To wszystko wina mojej fryzury, wyglądam jakby podrapały
mnie kocury.
Bzdury plotłem o twojej tuszy, na jej widok wielu facetów język suszy.
Proszę Cię o obłaskawienie, o mych występków wybaczenie.
Sens stracę życia swego, jeśli zostawisz mnie samotnego.
Błagam Edvige nie złość już się, bo pójdę i w wannie potnę
się.
„Mam to, mam ten wiersz! Teraz skombinować tylko jakieś kwiatki i czekoladki, a później lecieć do Edzi do pracy i błagać na kolanach o wybaczenie.” Nie miałem bladego pojęcia jakie kwiaty można by wybrać dla Edvige, pani poleciła mi irysy oraz hiacynty, zakupiłem po 50 sztuk każdy, teraz, kiedy zmierzam w stronę banku z czekoladkami pod ramieniem oraz wierszem w głowie, bukiet zaczyna sprawiać mi trudności. Prawie wyślizgnął mi się, ale dzięki moim dzikim akrobacjom udało się go uratować. Delikatnie popycham drzwi i wchodzę do głównego hallu, w którym spotykam starszą panią:
- Dzień dobry, czy wie pani może, gdzie jest gabinet pani Edvige Palizzollo?
- Panienki Edvige, oczywiście, że wiem. Piąte piętro, drugie drzwi po lewej.
- Dziękuję pani bardzo, ratuje mi pani życie.
- Nie ma za co, nie kłóćcie się już więcej dzieci, miłość to jest piękna sprawa - uśmiechnęła się radośnie i odeszła.
Jeszcze przez chwilę patrzyłem za nią zdezorientowany. „Przecież, ale ja... To nie jest możliwe.” Odgoniłem od siebie dziwne myśli i wszedłem do windy wciskając jednocześnie nosem piątkę. Na trzecim piętrze wsiadła jakaś wytapetowana lalunia z biustem, który praktycznie wypływał na wierzch:
- Witam pana, do kogo pan jedzie - powiedziała piskliwym głosikiem i zatrzepotała rzęsami. „To chyba miało słodko wyglądać.” Mimowolnie się skrzywiłem.
- Jadę do Edvige, a coś się stało. - Zrzedła jej mina, chyba się nie lubią z Edzią.
- A nie, nic, nic. - Pośpiesznie wysiadła na czwartym piętrze, wzruszyłem tylko ramionami.
Lekko, no dobra, bardzo zdenerwowany podszedłem do drzwi i delikatnie zapukałem:
- Proszę - usłyszałem jej dźwięczny głos.
Wślizgnąłem się cicho do pomieszczenia i powiedziałem:
- Edziu, ja chciałbym...
- Co ty tu jeszcze robisz?!
- Edziu, błagam, wysłuchaj mnie.
- Z jakiej racji ja miałabym cię wysłuchać, oblać cię znów wodą? - W tym momencie padłem na kolana.
- Piękna Edvige. Przepraszam Cię za moją ordynarności i przejmującą wulgarność. To, co mówiłem, prawdą nie było, głupiemu się coś powiedzieć zdarzyło. To wszystko wina mojej fryzury, wyglądam jakby podrapały mnie kocury. Bzdury plotłem o twojej tuszy, na jej widok wielu facetów język suszy. Proszę Cię o obłaskawienie, o mych występków wybaczenie. Sens stracę życia swego, jeśli zostawisz mnie samotnego. Błagam Edvige nie złość już się, bo pójdę i w wannie potnę się. - Spojrzała się na mnie dziwnie i wybuchnęła śmiechem.
- No dobrze, wybaczam ci, ale żeby to mi był ostatni raz. - Uśmiechnęła się szeroko, odwzajemniłem go i wręczyłem jej kwiatki oraz czekoladki.
- Śliczne kwiaty, postarałeś się, a te czekoladki po to, żebym przytyła?
- Nie, Edziu, skądże, ja chciałem dobrze, nie...
- Oj już spokojnie, nie denerwuj się, tylko żartowałam.
Kamień spadł mi z serca, już chciałem podnieść się z klęczek, gdy nagle wszedł szef Edvige i zdezorientowany stanął, jakby go coś wmurowało. W sumie Edzia stoi uśmiechnięta z kwiatami i czekoladkami, a ja klęczę przed nią, mogło to dwuznacznie wyglądać:
- No, Edvige, nie wiedziałem, że kogoś masz. Moje gratulacje panie Zaytsev, ma pan piękną kobietę, życzę wam szczęścia w narzeczeństwie - podszedł do mnie i uścisnął mi dłoń - to ja już wam nie przeszkadzam - uśmiechnął się i wyszedł.
- Co to był...
- Nie wiem - weszła mi w zdanie Edvige, a następnie oboje wybuchnęliśmy śmiechem.
- On myślał, że my, serio, że my??
- Najwidoczniej, fajnego masz szefa, sympatyczny. Dobra, muszę się już zbierać, jeszcze kiedyś się spotykamy - podszedłem do niej i pocałowałem w policzek na pożegnanie - trzymaj się.
Jeszcze obróciłem się w drzwiach i pomachałem na "do widzenia", zaskoczona stała z otwartymi ustami i trzymała się za policzek.
*Edvige*
„Szczerze przyznam, że tego się nie spodziewałam, jakiś taki miły, szarmancki był, może jednak go mama wychowała.” Niechętnie sama przed sobą musiałam przyznać, że Zaytsev jest nawet odważny, chociaż może to dlatego, że mnie nie zna. „Trzeba by było wytłumaczyć Szefowi, że zaszła pomyłka i tak już za wiele sobie pomyślał. Czym prędzej pobiegłam do gabinetu Władzy Najwyższej i zapukałam:
- Proszę wejść - ostrożnie otworzyłam drzwi - Edvige, dobrze, że cię widzę, z racji tego, że masz taki dobry kontakt z panem Ivanem, ba, jesteś jego narzeczoną, to pójdziesz na mecz z Trentino za tydzień jako przedstawicielka naszej firmy.
- Ale ja...
- Żadne ale. Ktoś musi, a Lidii nie wyślę, nie nadaje się do tego, z resztą jesteś moim najbardziej zaufanym pracownikiem.
„To się wpakowałam.”
Talentu do pisania wierszy nie mam. Kocham ZAKSę ♥, dobrze, wracając do tematu bloga to, Martitto, oficjalnie dziękuję Tobie za pomysł z straszeniem dzieci. Przydatny. Nie ponoszę konsekwencji za idiotyzmy, które wyczynia Ivan, to on, a nie ja. To widzimy się w niedzielę następną, poza tym, jak już tutaj skończę, to co wolelibyście, jeśli jeszcze byście coś chcieli, następnego:
- o Ignaczaku (5 części, po jednej co 2 dni)
- o nie powiem kim, pisane z perspektywy osoby lekko skrzywionej psychicznie (14 części, po jednej codziennie)