środa, marca 27, 2013

Może jakieś wyjaśnienie?

Dobrze, tak więc, z racji, że nie jestem w stanie ogarnąć własnego życia, a tym bardziej napisać czegoś nowego, będę publikowała to co mam już napisane. Będzie to krótka, pięcioczęściowa historia o Krzyśku Ignaczaku. Rozdziały będą pojawiały się co trzy dni, zacznę od jutra, może dam radę zdziałać coś w tym okresie. Pozdrawiam wszystkich i mam nadzieję, że mnie nie znienawidzicie :)

A, link do bloga: dni-bolu

niedziela, marca 10, 2013

5.

*Ivan*

Od zdarzenia w szatni minął już tydzień, myślę, że wtedy na słowa Edvige zareagowałem zbyt impulsywnie, ale poczułem się, jak, no nie wiem, najgorszy śmieć na przykład? Nie, że chciałbym być z Edzią, bo w sumie Edzia to Edzia, ale mimo wszystko poczułem się urażony. ,,Tym razem ja pierwszy ręki nie wyciągnę, w sumie znając Edvige to ona pewnie też nie. Dobrze, koniec tej bzdury, czas się skupić na meczu. No właśnie, zaraz miała zacząć się kolejna ciężka przeprawa, z Bre Banca Lannutti Cuneo, której od kilku kolejek wychodziło wszystko. Z nami za to bywało różnie, jednak wygrany mecz z Trentino podbudował nas na tyle byśmy ugrali jednego seta, i tak właściwie na tyle naszej gry było w tym spotkanie. Przez pierwszy set trzymałem się całkiem nieźle, mimo ciągłego naporu myśli o Edvige, ale kiedy w trakcie przerwy między setami zobaczyłem ją siedzącą na trybunach coś we mnie pękło, uruchomiła jakaś blokada. Ciągle aut, blok, bądź nieskończony, przyjęcie też było dalekie od perfekcyjnego, trener szybko wymienił mnie na Kovara i obdarzył zawiedzionym spojrzeniem. A Edvige wiedziała, że to przez jej obecność. Po meczu przegranym 1:3 rozciągałem się na parkiecie starając się nie patrzeć w jej stronę, dlatego też nie zobaczyłem tego, gdy niepewnym krokiem zbliżała się w moją stronę, gdybym widział zapewne uciekłbym do szatni, jak pięcioletni dzieciak.
 - Ivan ja...
 - Błagam, jeśli chcesz się ze mnie dalej nabijać, to kiedy indziej, nie dzisiaj, proszę cię.
 - Ale mi nie o to chodzi... - wyszeptała z bólem w oczach.
 - Ivaan! Chodźże tu, musimy porozmawiać - wydarł się z drugiego końca hali trener.
 - Przykro mi bardzo, muszę już iść, porozmawiamy kiedy indziej - powiedziałem chłodno i nie patrząc na nią odwróciłem się.
Rozmowa z trenerem nie należała do najprzyjemniejszych, ale mówi się trudno, za moje zdekoncentrowanie zostanę dzisiaj dłużej po rozciąganiu i będę ćwiczył to, co mi dzisiaj nie wychodziło. Nic wielkiego... Kara skończyła się po jakiś 2 godzinach i gdy zatyrany chciałem już wychodzić trener wrzasnął:
 - Jeśli wygracie spotkanie za tydzień z Modeną, to urządzamy imprezę, zarząd Indestii też będzie!
 ,, Czyli trener widział sytuację z Edvige. Trzeba będzie wyprostować relacje między nami. Wygramy ten mecz!  I z tymi optymistycznymi myślami opuściłem halę.

*Edvige*

 - Zbył mnie, w sumie mu się nie dziwię, sama pewnie zrobiłabym to samo - smętnie mruczałam pod nosem snując się w kierunku pracy - znowu będę musiała użerać się z Lidią - moją "rozmowę" przerwał dzwonek telefonu, nie patrząc odebrałam.
 - Halo?
 - ...
 - O, mamo, cześć. Tak wszystko u mnie w porządku - w momencie, w którym okazało się, że to moja matka, zaczęłam modlić się o cud.
 - ...
 - Ja nie mam żadnego fagasa.
 - ...
 - A Ivan... Ale o co Ci chodzi. Ivan to tylko kolega.
 - ...
  - Nie wrzeszcz na mnie! Rozumiem, że Ty popełniłaś błąd zakochując się w siatkarzu, który później Cię zostawił jak pierwszą lepszą, ale ja nie mam zamiaru być taka głupia. Ivan nie jest takim padalcem, jak ten Twój idiota!
 - ...
 - Tak, jeszcze go broń! Nie mam zamiaru rozmawiać z Tobą w ten sposób. I niby to matki są mądrzejsze - wściekła zakończyłam połączenie.
Rozsierdzona weszłam do banku, wbiegłam po schodach i trzasnęłam drzwiami do gabinetu. Po drodze zdążyłam wychwycić złośliwe spojrzenie Lidii i uniesioną w górze rękę z gazetą. Siadłam na krześle i zaczęłam kręcić się dookoła jak szalona. W trakcie wykonywania tej czynności znalazł mnie Szef.
 - Witaj Edvige, jak Ci się podobało dzisiejsze spotkanie, Ivan nie grał dzisiaj zbyt dobrze  - gdyby spojrzenie mogło zabijać to Szef padłby na miejscu - nie ważne, w każdym razie jeśli wygrają następny mecz, to zostanie zorganizowana impreza, na którą idziemy oboje. Mam nadzieję, że takie wyjście Ci pasuje. - Powiedział i wyszedł.
 - Taa, spróbowałoby nie pasować - mruknęłam - widzę, że będzie kolejna okazja do pogodzenia się z Ivanem.
____________________________________________________________
Powiem tyle, że w następnym więcej będzie się działo. Nie odpowiadam ani za Ivana, ani za Edzię, obydwoje mają jakieś rozdwojenie jaźni. Do następnego :D
A i gdybym komuś jeszcze dupy tym nie zawróciła: wymysladla, to serdecznie zapraszam.

niedziela, marca 03, 2013

4.

*Ivan*

Nie miałem bladego pojęcia, że Edvige pojawi się na meczu. Prezes coś gadał o jakimś przedstawicielu sponsora, ale ja oczywiście nie słuchałem i teraz mam. Widać ją całkiem wyraźnie, płomiennorude włosy odcinają się znacznie od innych brązowych i blond. Siedzi w sektorze VIP, pierwszy rząd, na wyciągnięcie ręki od kwadratu. Nie wygląda, jak typowy kibic, ubrana w sukienkę, legginsy i buty na obcasie, nie, że brzydko, ale jakoś tak nietypowo. Nagle wpadłem na genialny, moim skromnym zdaniem pomysł, mianowicie postanowiłem wręczyć jej swoją koszulkę, czystą oczywiście. Podszedłem do niej w trakcie rozgrzewki:
  - Hejka Edzia, co tutaj robisz?
 - Cześć Złotowłosy. Szef poprosił mnie o przyjście w ramach sponsoringu, musimy zobaczyć kogo sponsorujemy.
 - Mam nadzieję, że Ci się będzie podobało. Coś dla Ciebie przyniosłem - wręczyłem jej złożoną koszulkę - spokojnie, czysta, będziesz wyglądała jak na kibica przystało.
 - Nie musiałeś, dziękuję - uśmiechnęła się.
 - Nie musiałem, ale chciałem. Trzymaj za nas kciuki, Trentino to trudny przeciwnik - pomachałem na pożegnanie i odszedłem kontynuować rozgrzewkę.
Mecz od początku nie szedł po naszej myśli. Trentino robiło nas jak chciało, blok rozrzucony, obrona nie asekuruje, atakujący autują, wpadały piłki, które wpaść prawa nie miały. Przełom nastąpił w trzecim secie przy stanie 10:17 dla nich. Coś się we mnie obudziło, gdy zobaczyłem jak Edvige zdziera sobie gardło razem z innymi ludźmi dopingując nas z całych sił. Poczułem, że nie mogę jej, ich zawieść. Zaczęliśmy odrabiać straty, przyjęcie w punkt, perfekcyjne rozegranie i atak w samą linię, blok również zafunkcjonował, tym samym wyrównaliśmy po 20, by następnie wygrać seta do 22 oraz kolejnego do 19. Tie-break był zdecydowanie najbardziej męczącym setem ze wszystkich, nie tylko pod względem presji psychicznej, ale też intensywności. Zakończył się on wynikiem 28:26 i tym samym wygraliśmy całe spotkanie 3:2. Byłem skrajnie wyczerpany tak samo jak i reszta drużyny, ale czułem tak wielką radość, i satysfakcję, że dałbym radę zagrać jeszcze jednego seta. Zostałem wybrany MVP, co było dla mnie sporym zdziwieniem, przecież gdyby nie Travica, to bym żadnej piłki nie skończył. Gdy rozciągałem się zobaczyłem, jak na płytę boiska wchodzi Edvige i kieruje się w moją stronę.
 - A któż Cię tu wpuścił? - Zapytałem żartobliwie.
 - Sama się wpuściłam - odparła - dobry mecz, gratulacje z powodu wygranej i MVP.
 - Nie jestem pewnie czy ta nagroda była do końca zasłużona, oddam ją chyba Draganowi.
 - Według mnie zasłużyłeś, kończyłeś wszystko co dostałeś, oczywiście od trzeciego seta, bo pierwszy i drugi...
 - Wiem, były tragiczne, ale mimo wszystko uważam, że Travicy należy się to MVP. Chociaż, w sumie gdyby nie Twój doping to pewnie bym się w ogóle nie zerwał do walki - Edvige zaczerwieniła się - proszę, jest dla Ciebie.
 - Nie musisz, naprawdę.
 - Teraz się powtórzę "nie muszę, ale chcę". Dedykuję Ci ją w ramach osobistych podziękowań - niezdecydowana wzięła ode mnie figurkę. Nie zauważyłem, że z trybun jakiś fotograf robi nam zdjęcie.
 - Dziękuję Ci bardzo, postawię na jakimś honorowym miejscu. Miło było, ale teraz muszę już iść, autobus nie poczeka - wstała i zaczęła kierować się w stronę wyjścia.
 - Zaczekaj! - Podbiegłem szybko i złapałem ją za łokieć - za 10 minut przy głównym wejściu, odwiozę Cię - spojrzała na mnie zaskoczona i tylko pokiwała głową.
Przebrałem się jak najszybciej i wybiegłem z szatni, czekała na mnie. Razem wsiedliśmy do mojego samochodu, zapadła niezręczna cisza.
 - Gdzie mieszkasz? - Przerwałem ciszę banalnym pytaniem.
 - Severini Antelmo 7/2.
 - To całkiem blisko mnie, ja na Santa Lucia 4/3. A oto jesteśmy - wyszedłem z samochodu i otworzyłem Edvige drzwi - mam nadzieję, że jeszcze kiedyś się zobaczymy.
 - Ja też - na pożegnanie dostałem buziaka w policzek - trzymaj się Zaytsev - oddaliła się szybkim krokiem w kierunku swojej klatki.
Nie spodziewałem się, że zobaczymy się aż tak szybko.

*Edvige*

,,Szczerze, to nie spodziewałam się, że mecz siatkówki będzie aż taki ciekawy, ale dzisiaj powrót do normalności.Najwolniej jak się tylko dało zwlokłam się z łóżka i ubrałam się, wychodząc do pracy oczywiście zapomniałam o śniadaniu, więc postanowiłam wstąpić po drodze do kiosku. Oprócz jedzenia przejrzałam również gazety ,,Marzia ma nowego męża. Claudia wystąpi w angielskiej superprodukcji. Trentino pokonane - nowa dziewczyna Ivana Zaytseva. Eee tam, nic ciekawego. Doznałam olśnienia. ,,Jak to "nowa dziewczyna Ivana Zaytseva", pośpiesznie otworzyłam gazetę na podanej stronie, a tam ja i Zaytsev oddający mi swoją nagrodę: 

Czyżby nasz niepokorny siatkarz został w końcu usidlony? Ivan Zaytsev (25 l.) widziany był na wygranym meczy z Trentino z nieznaną kobietą, kiedy tam przekazywał jej swoją nagrodę. Dziewczyna ubrana była w jego oryginalną koszulkę, którą przekazał jej przed meczem. Musimy przyznać, że kobieta jest niezwykle piękna. Parze życzymy szczęścia.
,,Co to ma być! Zawrzało we mnie. ,,Muszę to sobie wyjaśnić z Zaytsevem.” Kupiłam czasopismo kompletnie zapominając o jedzeniu i poleciałam do pracy. Czas dłużył mi się i dłużył, więc gdy zegar wybił 17:00 ubrałam się w tempie ekspresu, i zaczęłam modlić by Zaytsev nie zakończył jeszcze treningu. Miałam szczęście. Podeszłam do trenera:
 - Dzień dobry, czy mogłabym porwać na chwilę Ivana?
 - Oczywiście. IVAAN! Chodź tu na moment, piękna pani do ciebie - zarumieniłam się.
 - O Edzia, co ty tu robisz? - Pociągnęłam go w kierunku szatni.
 - Musimy porozmawiać - wysyczałam i zatrzasnęłam za nami drzwi - zobacz - rzuciłam w jego kierunku gazetę a sama usiadłam na ławce. Ciszę rozdarł jego śmiech - co cię tak bawi? Przecież to tragedia - załamałam ręce.
 - Edziu, nie przejmuj się. Nie pierwszy raz i nie ostatni takie bzdury piszą.
 - Nie Edziuj mi tu! Już teraz jakieś dziewczyny się krzywo na mnie oglądały, to co będzie potem? Z resztą to jest jakaś kompletna bzdura!
 - Edvige, spokojnie, za tydzień zapomną.
 - Moi rodzice to przeczytają. Nie, że się rodziców boję, ale matka mi kark skręci, jak się dowie, że się z kimś za jej plecami niby spotykam, jeszcze z siatkarzem, na dodatek z tobą!
 - Czyli, że jestem, aż taki fatalny? - Powiedział zasmucony i trzasnął drzwiami.
 - Ivan! Nie o to mi chodziło! - Wydarłam się za nim, ale już mnie nie usłyszał. 

____________________________________________________________Pierdolenie o głupotach, taka adnotacja do powyższego. Długie i bezsensowne.
Delcia przegrała, Latina przegrała, smutno jakoś.

niedziela, lutego 24, 2013

3.

*Ivan*

Siedziałem osowiały w pokoju i obojętnie gapiłem się w telewizor. W dalszym ciągu dręczyły mnie wyrzuty sumienia z powodu mojego debilnego zachowania, chociaż w sumie to ona zaczęła. Trzeba by coś wymyślić, żeby ją przeprosić, może kwiaty i czekoladki. Nie, to zbyt pospolite, może jakiś wiersz? O tak, napiszę wiersz!”
Próba 1: Droga Edvige Niee, to zbyt oficjalnie.
Próba 2: Edvige „A to takie zbyt suche.
Próba 3: Kochana Edvige Nieee, to już jest zbyt duże spoufalanie się.
.
.
.
Próba 28: Piękna Edvige,
Przepraszam Cię za moją ordynarności i przejmującą wulgarność.
To, co mówiłem, prawdą nie było, głupiemu się coś powiedzieć zdarzyło.
To wszystko wina mojej fryzury, wyglądam jakby podrapały mnie kocury.
Bzdury plotłem o twojej tuszy, na jej widok wielu facetów język suszy.
Proszę Cię o obłaskawienie, o mych występków wybaczenie.
Sens stracę życia swego, jeśli zostawisz mnie samotnego.
Błagam Edvige nie złość już się, bo pójdę i w wannie potnę się.

Mam to, mam ten wiersz! Teraz skombinować tylko jakieś kwiatki  i czekoladki, a później lecieć do Edzi do pracy i błagać na kolanach o wybaczenie. Nie miałem bladego pojęcia jakie kwiaty można by wybrać dla Edvige, pani poleciła mi irysy oraz hiacynty, zakupiłem po 50 sztuk każdy, teraz, kiedy zmierzam w stronę banku z czekoladkami pod ramieniem oraz wierszem w głowie, bukiet zaczyna sprawiać mi trudności. Prawie wyślizgnął mi się, ale dzięki moim dzikim akrobacjom udało się go uratować. Delikatnie popycham drzwi i wchodzę do głównego hallu, w którym spotykam starszą panią:
 - Dzień dobry, czy wie pani może, gdzie jest gabinet pani Edvige Palizzollo?
 - Panienki Edvige, oczywiście, że wiem. Piąte piętro, drugie drzwi po lewej.
 - Dziękuję pani bardzo, ratuje mi pani życie.
 - Nie ma za co, nie kłóćcie się już więcej dzieci, miłość to jest piękna sprawa - uśmiechnęła się radośnie i odeszła. 
Jeszcze przez chwilę patrzyłem za nią zdezorientowany. Przecież, ale ja... To nie jest możliwe. Odgoniłem od siebie dziwne myśli i wszedłem do windy wciskając jednocześnie nosem piątkę. Na trzecim piętrze wsiadła jakaś wytapetowana lalunia z biustem, który praktycznie wypływał na wierzch:
 - Witam pana, do kogo pan jedzie - powiedziała piskliwym głosikiem i zatrzepotała rzęsami. To chyba miało słodko wyglądać. Mimowolnie się skrzywiłem.
 - Jadę do Edvige, a coś się stało. - Zrzedła jej mina, chyba się nie lubią z Edzią.
 - A nie, nic, nic. - Pośpiesznie wysiadła na czwartym piętrze, wzruszyłem tylko ramionami.
Lekko, no dobra, bardzo zdenerwowany podszedłem do drzwi  i delikatnie zapukałem:
 - Proszę - usłyszałem jej dźwięczny głos.
Wślizgnąłem się cicho do pomieszczenia i powiedziałem:
 - Edziu, ja chciałbym...
 - Co ty tu jeszcze robisz?!
 - Edziu, błagam, wysłuchaj mnie.
 - Z jakiej racji ja miałabym cię wysłuchać, oblać cię znów wodą? - W tym momencie padłem na kolana.
 - Piękna Edvige. Przepraszam Cię za moją ordynarności i przejmującą wulgarność. To, co mówiłem, prawdą nie było, głupiemu się coś powiedzieć zdarzyło. To wszystko wina mojej fryzury, wyglądam jakby podrapały mnie kocury. Bzdury plotłem o twojej tuszy, na jej widok wielu facetów język suszy. Proszę Cię o obłaskawienie, o mych występków wybaczenie. Sens stracę życia swego, jeśli zostawisz mnie samotnego. Błagam Edvige nie złość już się, bo pójdę i w wannie potnę się. - Spojrzała się na mnie dziwnie i wybuchnęła śmiechem.
 - No dobrze, wybaczam ci, ale żeby to mi był ostatni raz. - Uśmiechnęła się szeroko, odwzajemniłem go i wręczyłem jej kwiatki oraz czekoladki.
 - Śliczne kwiaty, postarałeś się, a te czekoladki po to, żebym przytyła?
 - Nie, Edziu, skądże, ja chciałem dobrze, nie...
 - Oj już spokojnie, nie denerwuj się, tylko żartowałam.
Kamień spadł mi z serca, już chciałem podnieść się z klęczek, gdy nagle wszedł szef Edvige i zdezorientowany stanął, jakby go coś wmurowało. W sumie Edzia stoi uśmiechnięta z kwiatami i czekoladkami, a ja klęczę przed nią, mogło to dwuznacznie wyglądać:
 - No, Edvige, nie wiedziałem, że kogoś masz. Moje gratulacje panie Zaytsev, ma pan piękną kobietę, życzę wam szczęścia w narzeczeństwie - podszedł do mnie i uścisnął mi dłoń - to ja już wam nie przeszkadzam - uśmiechnął się i wyszedł.
 - Co to był...
 - Nie wiem - weszła mi w zdanie Edvige, a następnie oboje wybuchnęliśmy śmiechem.
 - On myślał, że my, serio, że my??
 - Najwidoczniej, fajnego masz szefa, sympatyczny. Dobra, muszę się już zbierać, jeszcze kiedyś się spotykamy - podszedłem do niej i pocałowałem w policzek na pożegnanie - trzymaj się.
Jeszcze obróciłem się w drzwiach i pomachałem na "do widzenia", zaskoczona stała z otwartymi ustami i trzymała się za policzek.

*Edvige*

„Szczerze przyznam, że tego się nie spodziewałam, jakiś taki miły, szarmancki był, może jednak go mama wychowała. Niechętnie sama przed sobą musiałam przyznać, że Zaytsev jest nawet odważny, chociaż może to dlatego, że mnie nie zna. „Trzeba by było wytłumaczyć Szefowi, że zaszła pomyłka i tak już za wiele sobie pomyślał. Czym prędzej pobiegłam do gabinetu Władzy Najwyższej i zapukałam:
 - Proszę wejść - ostrożnie otworzyłam drzwi - Edvige, dobrze, że cię widzę, z racji tego, że masz taki dobry kontakt z panem Ivanem, ba, jesteś jego narzeczoną, to pójdziesz na mecz z Trentino za tydzień jako przedstawicielka naszej firmy.
 - Ale ja...
 - Żadne ale. Ktoś musi, a Lidii nie wyślę, nie nadaje się do tego, z resztą jesteś moim najbardziej zaufanym pracownikiem.
„To się wpakowałam.

____________________________________________________________
Talentu do pisania wierszy nie mam. Kocham ZAKSę 
, dobrze, wracając do tematu bloga to, Martitto, oficjalnie dziękuję Tobie za pomysł z straszeniem dzieci. Przydatny. Nie ponoszę konsekwencji za idiotyzmy, które wyczynia Ivan, to on, a nie ja. To widzimy się w niedzielę następną, poza tym, jak już tutaj skończę, to co wolelibyście, jeśli jeszcze byście coś chcieli, następnego:

  • o Ignaczaku (5 części, po jednej co 2 dni)
  • o nie powiem kim, pisane z perspektywy osoby lekko skrzywionej psychicznie (14 części, po jednej codziennie)

niedziela, lutego 17, 2013

2.

*Edvige* - Rosienne, 17:15
,,"Zaprosić" na kawę, a na dodatek się spóźnić, do tego już trzeba mieć tupet. Mruknęłam pod nosem zniechęcona czekaniem. Siedziałam przy stoliku w rogu sali i mieszałam moją, letnią już, kawę. Rosienne była małą, przytulną kawiarenką w centrum Maceraty, o beżowych ścianach i fioletowych firankach, na stolikach leżały czerwone obrusy, udekorowane limonkowymi serwetkami. O 17:20 zaczęłam się zbierać i już chciałam prosić o rachunek, gdy usłyszałam zdyszanego Zaytseva wpadającego do kawiarni, jakby go coś goniło. Dosiadł się do mnie i głęboko odetchnął:
 - Przepraszam Edvige, coś mnie zatrzymało. - Powiedział ze skruszoną miną, mój mózg musiał to przeanalizować, Zaystev i skrucha?
 
- A konkretnie co? - Z szyderczym uśmieszkiem zapytałam.
 - Nie powiem, bo będziesz się śmiać, zresztą nieważne. Chciałbym się czegoś więcej o tobie dowiedzieć, intrygujesz mnie.
 - Oj Zaytsev, wiesz tyle, ile jest ci do przeżycia potrzebne, więcej nie musisz. Może powiesz mi coś o sobie, wtedy się zastanowię.
 - No niech Ci będzie, to, że jestem siatkarzem i gram w tutejszym klubie, wiesz. Aż wstyd się przyznać, ale lubię komedie romantyczne, chociaż jeszcze wzruszyć mi się nie zdarzyło - zamarł oczekując na moją reakcję, kiwnęłam głową żeby kontynuował - horrorem lub komedią również nie pogardzę. Słucham Led Zeppelin, Queen, Ac/Dc, Depeche Mode i  tym podobnych. Czytam wszystkie gatunki książek. Gdy byłem mały uwielbiałem ściągać obrus ze stołu i tym sposobem zbijać wszystkie naczynia, babcia zawsze nazywała mnie "Belzebub", zbijanie mi talerzy oraz swoista niezdarność zostały mi do dzisiaj. Ale starczy o mnie, teraz twoja kolej.
 - To ja będę bardziej męska i powiem, że nie przepadam za romantycznymi filmami, ale horrory, dramaty, i komedie wprost uwielbiam. Muzyki słuchamy takiej samej. Książki czytam najczęściej historyczne. To by było na tyle.
 - A o rodzinie swojej nic nie powiesz, o dzieciństwie? - Spuściłam głowę, by nie widział wyrazu mojej twarzy. Z krępującej sytuacji wyratowała mnie kelnerka, która o mało co się nie obśliniając zapytała:
 - Podać coś panu? - Tsa, a mnie to już tu nie ma.
 - Edvige, coś dla ciebie? - Zdziwiona mina kelnerki wynagrodziła mi całe trudy siedzenia obok Zaytseva.
 - Tak, szklankę wody z lodem poproszę.
 - Dobrze, w takim razie jedną szklankę wody oraz sernik kawowy.
 - Będzie za chwileczkę - odwróciła się na pięcie i z kwaśną miną odeszła, z trudem powstrzymywałam się od parsknięcia śmiechem.
 - Dusisz się? - Zapytał kpiąco Zaytsev.
 -Tak, twoim zapachem, wylałeś na siebie całą butelkę? Poza tym, nie powinieneś być na diecie sportowca?
Już chciał coś odpowiedzieć, ale kelnerka przyniosła nasze zamówienie.
 - Mi dieta nie potrzebna, prędzej Tobie. Chociaż i tak jesteś niezwykle piękną kobietą.
Zrobiłam się czerwona, jak burak. W pewnym momencie straciłam kontrolę i chlusnęłam w niego lodowatą wodą ze szklanki.
 - Może troszkę ochłoniesz, a twoja fryzura przestanie straszyć dzieci, żegnam. - Wstałam i odeszłam, mam nadzieję, że prędko go nie zobaczę.

*Ivan* - Park, 16:57

,,Zabiję trenera, jak siatkówkę kocham, tak trenerowi coś zrobię, a właściwie nie zdążę, bo za prawdopodobne spóźnienie zabije mnie Edvige. Przytrzymał mnie 40 min i wypuścił dopiero. A co to za wrzask jest?Zaciekawiony obróciłem głowę i zamarłem. W moją stronę biegły jakieś dziewczyny, wyglądały na 16 lat:
 - Ivan! Ivanku! - Odwróciłem się i zacząłem odchodzić coraz szybszym krokiem - IVAAAAAAAAN!!!
,,Mamusiu, mamusiu, ja nie chcę, będę grzeczny, błagam, błagam. Puściłem się sprintem uciekałem przez około 10 min, ale udało im się mnie dopaść w pobliżu Rosienne, przy dużej fontannie.
 - Ivan, mogę zdjęcie? Oj, nie wyszło, mogę jeszcze jedno? Ivan podpiszesz mi się tu, tu i jeszcze tu.
 - Panie Zaytsev, a mógłby się pan podpisać dla Luizy? Mam dzisiaj urodziny.
 - Tak, tak, tak. - Bezradny zgadzałem się na większość rzeczy, które powiedziały, ale na pytanie o ślub odpowiedziałem stanowczym "Nie!" Spojrzałem na zegarek, była godzina 17:15. Kulturalnie przeprosiłem i poleciałem w stronę kawiarni. Wpadłem do niej po około 5 minutach, Edvige chyba zbierała się do wyjścia. Dosiadłem się do niej, przeprosiłem i zaczęliśmy rozmawiać jak ludzie, przerwała nam kelnerka, która świecąc biustem oraz śliniąc się na mój widok zapytała o zamówienie. Po jej odejściu coś się zepsuło, zaczęło znów zgrzytać. Momentem kulminacyjnym było, gdy Edzia wylała na mnie szklankę z lodowatą wodą i wyszła trzaskając drzwiami. ,,Chyba nie tak to miało wyglądać. Mogłem się zamknąć, po co ja to mówiłem, przecież wcale tak nie myślę.Zaczęły zżerać mnie wyrzuty sumienia. ,,Będę musiał ją przeprosić.
____________________________________________________________
Nie wiem co to jest. Nie mam pojęcia. Sukcesem jest to, że mam zarys fabuły rozpisany, będzie może lekko ponad 10 rozdziałów. Dziękuję wszystkim osobom, które napisały komentarz. Miło wiedzieć, że ktoś to czyta.
Stwierdzam zawał, bo ZAKSA gra tie-break.

środa, lutego 13, 2013

1.



*Edvige*

,, Uff, ledwo zdążyłam, jak ten buc chodzi, jakby ślepy był, siatkarzyna od siedmiu boleści, myśli, że jakiś lepszy jest.” Takie myśli kołatały się po mojej głowie, od chwili, gdy w ostatnim momencie wskoczyłam do autobusu i padłam na krzesełko. Po kilkunastu minutach jazdy przypomniałam sobie o dokumentach. ,,Mam nadzieję, że nic nie zgubiłam, bo inaczej Szef mnie zabije, zaraz wysiadam to już w domu sprawdzę.” Wybiegłam z autobusu najszybciej jak mogłam i popędziłam do mojego bloku, pospiesznie wciskałam, a właściwie uderzałam w guzik przywołujący windę. W tracie jazdy nogą wybijałam niecierpliwie rytm i odliczałam piętra. Do mieszkania wpadłam, jak tajfun nie patrząc pod nogi i od razu zabrałam się za przetrząsanie aktówki. Zamoczone dokumenty lepiły się do siebie, a tusz zaczynał rozpływać. ,,Ależ oczywiście, brakuje umowy potwierdzającej sponsorowanie tutejszej drużyny przez nas, Szef mnie obedrze ze skóry, zrobi sobie kubraczek, a głowę przybije do ściany jako trofeum z podpisem "najbardziej nieudolny pracownik", po prostu żyć nie umierać! Zabiję Zaytseva, że też musiał na mnie wpaść!” Krążyłam po salonie i byłam coraz bardziej zdenerwowana ,,W sumie dzisiaj i tak jest już za późno, nic nie zrobię, jutro coś wymyślę.” Z tą optymistyczną myślą udałam się pod prysznic. Wstałam o siódmej, a ściśnięty żołądek nie pozwolił mi na zjedzenie czegokolwiek, pełna obaw udałam się do pracy. Specjalnie poszłam pieszo, aby było wolniej, na dodatek szurałam nogami i robiłam jak najmniejsze kroki. Gdy doszłam pod siedzibę banku, starałam się cichaczem prześlizgnąć do windy, już myślałam, że mi się udało, gdy drzwi zaczęły się ponownie otwierać, zamknęłam oczy i modliłam się gorliwie:
 - Panienka się dobrze czuje? Bo panienka taka blada. - Powoli otworzyłam oczy, a w windzie stała Sylvia, nasza sprzątaczka, miła, starsza kobieta.
 - Jasne Sylvio, dziękuję za troskę - powiedziałam z ulgą i odetchnęłam.
 - Ależ nie ma za co, może zrobić panience herbatki?
 - Nie musisz się fatygować, później się napiję - posłałam jej mój uśmiech numer pięć i wysiadłam z windy.
Przemknęłam korytarzem, gdy dobiegł mnie piskliwy głosik naszej sekretarki, Lidii:
 - Panno Edvige, Szef pani szukał - powiedziała cienkim głosem i zatrzepotała rzęsami.
,,Mamusiu, jak ja jej nienawidzę, wskoczyła do łóżka Szefowi, a teraz się wszystkim podlizuje lafirynda jedna.
 - Oczywiście Liduniu, później pójdę do Szefa - chyba troszkę przesłodziłam, bo zmrużyła oczy i zaczęła się zastanawiać czy ja się z niej  nie naśmiewam.
Przy wejściu do biura usłyszałam głos, którego usłyszeć nie chciałam:
 - Edvige, nie zapomniałaś czasem o czymś?
,,Co zrobić, co zrobić, jak wybrnąć, obedrze mnie ze skóry, zginę, zniknę z powierzchni ziemi.” Ręce zaczęły mi się trząść, nie mogłam uspokoić myśli.
 - Wydaje mi się, że nie - unormowałam oddech.
 - A co z sponsoringiem?
 - Aaa, sponsoring! Oczywiście, że mam, tylko...
 - Tylko?
 - No, on jest ee... Mam go w...
 - Panie Malkovsky, mógłbym na chwilę z Edvige - dobiegł mnie zza pleców czyjś głos, odwróciłam się z uśmiechem, ale po ujrzeniu mojego wybawiciela zniknął, był to Ivan "niepatrzęjakchodzę" Zaytsev, lepiej być nie mogło.
 - Ależ oczywiście, Edvige, zaprowadź pana.
 - Jasne, zadzieram kiecę i lecę - mruknęłam pod nosem - tak jest Szefie.
Wprowadziłam Zaytseva do gabinetu i zatrzasnęłam za nami drzwi:
 - Co ty tu robisz?
 - Mam coś, chyba twojego - pomachał mi przed nosem kluczem do mojego wybawienia - chcesz?
 - Co za pytanie, oczywiście, że chcę, dawaj - sięgnęłam po dokument i chciałam mu go wyrwać.
 - Nie ta szybko, coś za coś. Pójdziesz ze mną na kawę jutro o 17, do Rosienne, może być?
 - A mam jakiś wybór?
 - Nie odpowiada się pytaniem na pytanie. Nie, nie masz wyboru, zawsze może mi się coś wymsknąć.
 - To jest najzwyklejszy w świecie szantaż, tak nie można, to się nie g...
 - Idziesz czy nie?
 - Idę... - Mruknęłam zniechęcona.
 - Więcej entuzjazmu, cieszę się niezmiernie, że doszliśmy do porozumienia, do zobaczenia. - Oddał mi kartkę i wyszedł, co za buc.


*Ivan*
,,Jeszcze, żadna kobieta mnie tak nie potraktowała, żadna. Tak być nie może, na mnie wrzeszczeć, na dodatek bez powodu, nie patrzy jak chodzi i jeszcze ma pretensje, ale przecież to rude jest, czego się dziwić. Moje rozmyślania przerwał kawałek papieru, który przeleciał mi przed oczami. Niewiele myśląc zarzuciłem torbę na plecy i pobiegłem za nim. Dopadłem go po dosyć wyczerpującym biegu, zdziwiony czytałem i chyba nie do końca wierzyłem:

Umowa o sponsorowanie drużyny Lube Banca Macerata przez Intestia Bank Central
Wykonawca główny: Alexander Malkovsky, wykonawca poboczny: Edvige Palizzollo

,,To to zgubiła nasza pani "gniewna". Ciekawe kto to jest ten cały Alexander i ta Edvige, trzeba to będzie sprawdzić.” Po powrocie do domu od razu usiadłem do komputera, najpierw wpisałem dane kobiety. Oczy praktycznie wyskoczyły mi z orbit. Pani gniewna i  Edvige to jedna, i ta sama osoba. ,,Trzeba będzie to jakoś wykorzystać.” Pomyślałem z chytrym uśmieszkiem i zatarłem ręce. Następnego dnia udałem się do siedziby Intesti, w której pracuje Edvige i szczerze powiem, że spodziewałem się większego entuzjazmu z jej strony, ale w sumie mam co chciałem.
____________________________________________________________
Blogspot nie współpracuje, rozdziały mi kasuje. Publikować będę co niedzielę, ten tutaj jest wyjątkiem. Życzę wszystkim czytającym miłej nocy, ew. dnia, zależy kto kiedy czyta :>


niedziela, lutego 10, 2013

Prolog


Wszystko zaczęło się pewnego późnego, jesiennego wieczora we włoskiej miejscowości Macerata. 21-letnia Edvige biegła do domu w strugach deszczu co i rusz potykając się na 10-centymetrowych obcasach, a w myślach wyklinała szefa, za pracę po godzinach. Śpiesząc się na ostatni autobus nie zauważyła wracającego spokojnym krokiem z treningu Ivana i wpadła na niego z pełnym impetem, a dookoła rozsypały się kartki z zapiskami statystykami oraz przelewami z pracy. Edvige, jak na kobietę dość impulsywną przystało, nie patrząc na to kto przed nią stoi, a może nie zwracając na to kompletnie uwagi, nawrzeszczała na Ivana, a następnie pozbierała szybko papiery i pobiegła w kierunku uciekającego jej autobusu. A siatkarz stał zaskoczony i patrzył w miejsce, w którym jeszcze przed chwilą stała przez dobre pięć minut.
____________________________________________________________
Zmuszę się do napisania czegoś dłuższego, nie wiem z jakim efektem.