*Edvige*
,, Uff, ledwo zdążyłam, jak ten buc chodzi, jakby ślepy był, siatkarzyna od siedmiu boleści, myśli, że jakiś lepszy jest.” Takie myśli kołatały się po mojej głowie, od chwili, gdy w ostatnim momencie wskoczyłam do autobusu i padłam na krzesełko. Po kilkunastu minutach jazdy przypomniałam sobie o dokumentach. ,,Mam nadzieję, że nic nie zgubiłam, bo inaczej Szef mnie zabije, zaraz wysiadam to już w domu sprawdzę.” Wybiegłam z autobusu najszybciej jak mogłam i popędziłam do mojego bloku, pospiesznie wciskałam, a właściwie uderzałam w guzik przywołujący windę. W tracie jazdy nogą wybijałam niecierpliwie rytm i odliczałam piętra. Do mieszkania wpadłam, jak tajfun nie patrząc pod nogi i od razu zabrałam się za przetrząsanie aktówki. Zamoczone dokumenty lepiły się do siebie, a tusz zaczynał rozpływać. ,,Ależ oczywiście, brakuje umowy potwierdzającej sponsorowanie tutejszej drużyny przez nas, Szef mnie obedrze ze skóry, zrobi sobie kubraczek, a głowę przybije do ściany jako trofeum z podpisem "najbardziej nieudolny pracownik", po prostu żyć nie umierać! Zabiję Zaytseva, że też musiał na mnie wpaść!” Krążyłam po salonie i byłam coraz bardziej zdenerwowana ,,W sumie dzisiaj i tak jest już za późno, nic nie zrobię, jutro coś wymyślę.” Z tą optymistyczną myślą udałam się pod prysznic. Wstałam o siódmej, a ściśnięty żołądek nie pozwolił mi na zjedzenie czegokolwiek, pełna obaw udałam się do pracy. Specjalnie poszłam pieszo, aby było wolniej, na dodatek szurałam nogami i robiłam jak najmniejsze kroki. Gdy doszłam pod siedzibę banku, starałam się cichaczem prześlizgnąć do windy, już myślałam, że mi się udało, gdy drzwi zaczęły się ponownie otwierać, zamknęłam oczy i modliłam się gorliwie:
- Panienka się dobrze czuje? Bo panienka taka blada. - Powoli otworzyłam oczy, a w windzie stała Sylvia, nasza sprzątaczka, miła, starsza kobieta.
- Jasne Sylvio, dziękuję za troskę - powiedziałam z ulgą i odetchnęłam.
- Ależ nie ma za co, może zrobić panience herbatki?
- Nie musisz się fatygować, później się napiję - posłałam jej mój uśmiech numer pięć i wysiadłam z windy.
Przemknęłam korytarzem, gdy dobiegł mnie piskliwy głosik naszej sekretarki, Lidii:
- Panno Edvige, Szef pani szukał - powiedziała cienkim głosem i zatrzepotała rzęsami.
,,Mamusiu, jak ja jej nienawidzę, wskoczyła do łóżka Szefowi, a teraz się wszystkim podlizuje lafirynda jedna.”
- Oczywiście Liduniu, później pójdę do Szefa - chyba troszkę przesłodziłam, bo zmrużyła oczy i zaczęła się zastanawiać czy ja się z niej nie naśmiewam.
Przy wejściu do biura usłyszałam głos, którego usłyszeć nie chciałam:
- Edvige, nie zapomniałaś czasem o czymś?
,,Co zrobić, co zrobić, jak wybrnąć, obedrze mnie ze skóry, zginę, zniknę z powierzchni ziemi.” Ręce zaczęły mi się trząść, nie mogłam uspokoić myśli.
- Wydaje mi się, że nie - unormowałam oddech.
- A co z sponsoringiem?
- Aaa, sponsoring! Oczywiście, że mam, tylko...
- Tylko?
- No, on jest ee... Mam go w...
- Panie Malkovsky, mógłbym na chwilę z Edvige - dobiegł mnie zza pleców czyjś głos, odwróciłam się z uśmiechem, ale po ujrzeniu mojego wybawiciela zniknął, był to Ivan "niepatrzęjakchodzę" Zaytsev, lepiej być nie mogło.
- Ależ oczywiście, Edvige, zaprowadź pana.
- Jasne, zadzieram kiecę i lecę - mruknęłam pod nosem - tak jest Szefie.
Wprowadziłam Zaytseva do gabinetu i zatrzasnęłam za nami drzwi:
- Co ty tu robisz?
- Mam coś, chyba twojego - pomachał mi przed nosem kluczem do mojego wybawienia - chcesz?
- Co za pytanie, oczywiście, że chcę, dawaj - sięgnęłam po dokument i chciałam mu go wyrwać.
- Nie ta szybko, coś za coś. Pójdziesz ze mną na kawę jutro o 17, do Rosienne, może być?
- A mam jakiś wybór?
- Nie odpowiada się pytaniem na pytanie. Nie, nie masz wyboru, zawsze może mi się coś wymsknąć.
- To jest najzwyklejszy w świecie szantaż, tak nie można, to się nie g...
- Idziesz czy nie?
- Idę... - Mruknęłam zniechęcona.
- Więcej entuzjazmu, cieszę się niezmiernie, że doszliśmy do porozumienia, do zobaczenia. - Oddał mi kartkę i wyszedł, co za buc.
- Panienka się dobrze czuje? Bo panienka taka blada. - Powoli otworzyłam oczy, a w windzie stała Sylvia, nasza sprzątaczka, miła, starsza kobieta.
- Jasne Sylvio, dziękuję za troskę - powiedziałam z ulgą i odetchnęłam.
- Ależ nie ma za co, może zrobić panience herbatki?
- Nie musisz się fatygować, później się napiję - posłałam jej mój uśmiech numer pięć i wysiadłam z windy.
Przemknęłam korytarzem, gdy dobiegł mnie piskliwy głosik naszej sekretarki, Lidii:
- Panno Edvige, Szef pani szukał - powiedziała cienkim głosem i zatrzepotała rzęsami.
,,Mamusiu, jak ja jej nienawidzę, wskoczyła do łóżka Szefowi, a teraz się wszystkim podlizuje lafirynda jedna.”
- Oczywiście Liduniu, później pójdę do Szefa - chyba troszkę przesłodziłam, bo zmrużyła oczy i zaczęła się zastanawiać czy ja się z niej nie naśmiewam.
Przy wejściu do biura usłyszałam głos, którego usłyszeć nie chciałam:
- Edvige, nie zapomniałaś czasem o czymś?
,,Co zrobić, co zrobić, jak wybrnąć, obedrze mnie ze skóry, zginę, zniknę z powierzchni ziemi.” Ręce zaczęły mi się trząść, nie mogłam uspokoić myśli.
- Wydaje mi się, że nie - unormowałam oddech.
- A co z sponsoringiem?
- Aaa, sponsoring! Oczywiście, że mam, tylko...
- Tylko?
- No, on jest ee... Mam go w...
- Panie Malkovsky, mógłbym na chwilę z Edvige - dobiegł mnie zza pleców czyjś głos, odwróciłam się z uśmiechem, ale po ujrzeniu mojego wybawiciela zniknął, był to Ivan "niepatrzęjakchodzę" Zaytsev, lepiej być nie mogło.
- Ależ oczywiście, Edvige, zaprowadź pana.
- Jasne, zadzieram kiecę i lecę - mruknęłam pod nosem - tak jest Szefie.
Wprowadziłam Zaytseva do gabinetu i zatrzasnęłam za nami drzwi:
- Co ty tu robisz?
- Mam coś, chyba twojego - pomachał mi przed nosem kluczem do mojego wybawienia - chcesz?
- Co za pytanie, oczywiście, że chcę, dawaj - sięgnęłam po dokument i chciałam mu go wyrwać.
- Nie ta szybko, coś za coś. Pójdziesz ze mną na kawę jutro o 17, do Rosienne, może być?
- A mam jakiś wybór?
- Nie odpowiada się pytaniem na pytanie. Nie, nie masz wyboru, zawsze może mi się coś wymsknąć.
- To jest najzwyklejszy w świecie szantaż, tak nie można, to się nie g...
- Idziesz czy nie?
- Idę... - Mruknęłam zniechęcona.
- Więcej entuzjazmu, cieszę się niezmiernie, że doszliśmy do porozumienia, do zobaczenia. - Oddał mi kartkę i wyszedł, co za buc.
*Ivan*
,,Jeszcze, żadna kobieta mnie tak nie potraktowała, żadna. Tak być nie może, na mnie wrzeszczeć, na dodatek bez powodu, nie patrzy jak chodzi i jeszcze ma pretensje, ale przecież to rude jest, czego się dziwić.” Moje rozmyślania przerwał kawałek papieru, który przeleciał mi przed oczami. Niewiele myśląc zarzuciłem torbę na plecy i pobiegłem za nim. Dopadłem go po dosyć wyczerpującym biegu, zdziwiony czytałem i chyba nie do końca wierzyłem:
Umowa o sponsorowanie drużyny Lube Banca Macerata przez Intestia Bank Central
Wykonawca główny: Alexander Malkovsky, wykonawca poboczny: Edvige Palizzollo
Wykonawca główny: Alexander Malkovsky, wykonawca poboczny: Edvige Palizzollo
,,To to zgubiła nasza pani "gniewna". Ciekawe kto to jest ten cały Alexander i ta Edvige, trzeba to będzie sprawdzić.” Po powrocie do domu od razu usiadłem do komputera, najpierw wpisałem dane kobiety. Oczy praktycznie wyskoczyły mi z orbit. Pani gniewna i Edvige to jedna, i ta sama osoba. ,,Trzeba będzie to jakoś wykorzystać.” Pomyślałem z chytrym uśmieszkiem i zatarłem ręce. Następnego dnia udałem się do siedziby Intesti, w której pracuje Edvige i szczerze powiem, że spodziewałem się większego entuzjazmu z jej strony, ale w sumie mam co chciałem.
____________________________________________________________
Blogspot nie współpracuje, rozdziały mi kasuje. Publikować będę co niedzielę, ten tutaj jest wyjątkiem. Życzę wszystkim czytającym miłej nocy, ew. dnia, zależy kto kiedy czyta :>
____________________________________________________________
Blogspot nie współpracuje, rozdziały mi kasuje. Publikować będę co niedzielę, ten tutaj jest wyjątkiem. Życzę wszystkim czytającym miłej nocy, ew. dnia, zależy kto kiedy czyta :>
Nieźle to sobie Ivan wykombinował a Edvige nie miała wyjścia musiała się zgodzić inaczej podpadł by szefowi. W sumie to cierpliwa z niej osoba, ja jak bym podejrzewała ze coś zgubiłam to przetrząsnęłabym aktówkę już w autobusie o windzie już nie wspominając :)
OdpowiedzUsuńBlogspot szaleje, no masz jeszcze tego po perypetiach z onetem nam trzeba było :(
Może nie tyle cierpliwa, co po prostu leniwa? :)
UsuńA Ivan kombinuje i kombinować będzie :D
Ja bym się wkurzyła na miejscu Edvige. No i ten Ivan- ciekawe co zmaluje :D Informuj o nowościach i zapraszam do czytania moich wypocin- http://dzikaprzygodazsiatkowka.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, S. ;)
Jasne, z chęcią poczytam :D
UsuńSama jeszcze nie wiem, co Ivan zmaluje, muszę się zastanowić.
zapraszam na nowy rozdział :D
Usuńhttp://dzikaprzygodazsiatkowka.blogspot.com/
zapowiada się naprawdę ciekawie - charakterna Edviga i kombinujący Ivan, mieszanka wybuchowa, masz nową czytelniczkę :)
OdpowiedzUsuńDzięki wielkie za miłe słowa, nie wiem czy będzie aż tak ciekawie, ale się postaram :D
UsuńTak, chyba moje pierwsze czytanie o Ivanie :) Nie mówię nie, z chęcią poczytam, co dalej :)
OdpowiedzUsuńMoże Edvige oduczy go tych kogucich fryzur, bo naprawdę, dzieci może wystraszyć ;p
Widzę, że coś za coś działa sprawnie. Na jednej kolacji pewnie nie będzie chciał skończyć.
Pozdrawiam